Splatanie wspomnień i obrazów
Droga… czym jest droga? Droga na zewnątrz, czy droga do wewnątrz? A może obie równolegle? Jak zapisać proces wędrówki – liniowy a zarazem nieliniowy? Przecież każdemu krokowi w przestrzeni towarzyszył krok w przestrzenie wewnętrzne. Dojrzewanie – proces długotrwały i czasem bolesny u mnie przybrał formę przemierzanych autostopem i pieszo kilometrów a każde spotkanie z inną osobą stawało się spotkaniem z samą sobą. Ten sam proces zaczyna dziać się także teraz.
W niektórych rejonach Gruzji, gdy rodzi się dziecko, sąsiedzi i rodzina przynoszą w prezencie orzechy, miód i jajka. Jest w tym symboliczny zamysł a nie tylko dostarczenie wysokokalorycznego pokarmu dla położnicy. Orzechy, by było twarde i odporne na przeciwności losu jak orzech i jego łupina. Miód, by jego życie mimo chwil trudniejszych miało więcej słodyczy, i by umiało tę słodycz dostrzegać. Jajko, żeby było płodne zarówno seksualnie, jak i umysłowo.
Drogą idzie się przed siebie a tutaj historia zaczyna się pisać…
Chwile jak motyle
Jesień, trzy lata po ostatniej wyprawie do Gruzji. Ten sam termin – wrzesień i październik, ale tym razem wyprawa w głąb siebie. Godziny spędzane nad Księgami Wypraw, zapiskami i notatkami. Odtwarzanie wspomnień i obrazów. Piękny październikowy słoneczny dzień. Siedzę na tarasie z widokiem na las. Wokół cisza przerywana szelestem liści poruszanych przez wiatr. Wiatr podrywa kartki zeszytu. Kiedyś podobny wiatr porywając zapisane strony zainicjował spotkanie z człowiekiem, który nam pomógł…
Pierwsze słowa piszę na kartkach tak jak podczas wypraw, by dopiero potem przenieść je do komputera. Inaczej się pisze dotykając papieru, a inaczej klawiatury. Czuję, że te pierwsze słowa potrzebują mieć bardziej bezpośredni kontakt. Nawiązuję najpierw kontakt z samą sobą, z tym, co chce się przejawić w samej głębi. Wtedy opowieść będzie toczyć się sama a ja jej pozwolę przestając być cenzorem samej siebie.
Łapanie chwil przypomina robienie zdjęć motylom. Zapisanie chwili i dopełnienie jej tożsamym obrazem z aparatu fotograficznego tworzy coś unikalnego. Jakby obraz prześwietlony zarówno przez migawkę aparatu, jak i przez własną duszę. Zobaczony własnymi oczami we właściwy tylko nam, charakterystyczny, indywidualny sposób postrzegania. Przez nasze filtry… Opowieści świadków tego samego wydarzenia brzmią inaczej. Każdy nadaje własny rys zwracając uwagę na zupełnie inne szczegóły.
Pisałam o chwili jak o motylu i przyleciał motyl. Na moment usiadł obok mnie, zatrzymał czas, unieruchomił skrzydełka i wystawił ku jesiennemu słońcu. Chwila, krótka chwila – zapisałam słowa i uwieczniłam ulotność. Tak samo jest w spotkaniach z ludźmi. Niektóre są równie efemeryczne jak owo opisane spotkanie z motylem, a mimo to znaczące… Trwały moment a zostały z nami dłużej.
Spisywanie chwil jest pracą wręcz rzemieślniczą i wymaga samodyscypliny. Chwila tak jak motyl umyka… aby ją zatrzymać nie wystarczy dostrzec. Trzeba jeszcze stać się skrybą, łapaczem chwil i motyli. Zanim ulecą zastąpione innymi obrazami.
Ciepło przenika każda komórkę mojego ciała, zamykam oczy i daję się ponieść. Słyszę świerszcza pocierającego odnóża, szelest liści, trel ptaka. Mimo że nie słychać żadnych ludzi wokół mnie, jest gwar. Las opowiada swoje opowieści, wystarczy się wsłuchać. Tak samo jest podczas podróży. Wystarczy wsłuchać się w swojego rozmówcę i w siebie.
Jest jeszcze nawyk pisania gdy czujemy, że jest to coś ważnego dla nas, bez oceniania, stylizowania i uładzania, po prostu – tak jak lecą myśli. Wykorzystywanie momentu czekania przy drodze na kolejny samochód, notowanie ukradkiem w notesie słów kluczowych będących osnową danej opowieści. Gdy zamykam oczy widzę siebie siedzącą przy drodze na plecaku i notującą wrażenia, urywki, obserwacje, sny i czasami zupełnie oderwane obrazy, które dopiero po jakimś czasie zaczynają się łączyć w dużo większą całość. Pisanie dzienne i pisanie nocne. Pisanie w świetle słońca i przy jasnej poświacie księżyca, w blasku latarni i przy latarce w namiocie.
W czasu pajęczynie
Jednego z tych jesiennych poranków wyszliśmy na grzyby. Na łąkach było mnóstwo perlących się rosą pajęczyn. Wydawało się, że łąka i rżysko są jedną, wielką, srebrzącą się i połyskującą w słońcu pajęczyną. Tę wielką pajęczynę przędły z pojedynczych nitek tysiące pająków. Wątek i osnowa każdego pająka stała się częścią wątku i osnowy całego pola i łąki. Robiliśmy zdjęcia i chodziliśmy z podziwem wokół czegoś, czego na co dzień nie dostrzegamy. Czegoś, co na krótką chwilę ukazało nam swoje piękno codzienności w zupełnie inny sposób. Jak łatwo nadepnąć, pominąć i przeoczyć. Potrzebny jest fokus – wyostrzenie wzroku – zdolność dostrzeżenia szczegółu bez utraty widzenia całości.
Od lat ćwiczę się w wyostrzaniu wewnętrznego wzroku i ukierunkowywaniu go na chwytanie chwil znaczących. To jak medytacja. Teraz piszę a równocześnie jestem zawieszona wewnętrznym fokusem na tych porannych pajęczynach. Każda pajęczyna o innym wzorze i układzie. Geometryczne wzory i odśrodkowe pierścienie a na każdym pająk jak mitologiczna prządka. Mojry przędły Los… Jak łatwo zerwać pajęczynę i jak szybko pająk odtwarza sploty na nowo używając jako podpórki dla swojej konstrukcji co grubszych źdźbeł i gałązek. Tak samo w życiu w miejscu zerwanych nici i zniszczonych struktur pojawiają się nowe lub powiązane na nowo.
Dotykam swojej duszy – szukam słów, które oddadzą to, co najważniejsze. Wiążę wewnętrzne struktury własnej pamięci i wyobraźni.
Tak krótkie są te jesienne dni a jeszcze krótsze chwile z takim słońcem, jak dzisiaj. Kilka godzin a potem gorąca kawa lub herbata i praca w śpiworze, pod pledem, z notebookiem na kolanach. Zimno przypomina wyprawę – ten sam element zmagania się z niedogodnościami i chłodem uczący doceniać to, co najprostsze: chleb opiekany na ognisku, zadymioną kawę parzoną w żarze, szybką kąpiel, niebo usiane gwiazdami i noc pod Wielkim Wozem… Kiedyś śmiałam się z podróżującym razem ze mną synem, że Wielki Wóz jest gwiazdozbiorem patronującym autostopowiczom, którzy albo jadą wielkim wozem, albo pod nim nocują.
Poruszam się po ścieżkach wspomnień i ścieżkach wyobraźni. Wymieszane czasy i obrazy podlegają prawom archetypu. Czym jest archetyp zapisany w duszy? Podróżowałam synchronicznie czekając na spotkania – na znaczące spotkania. Z gąszczu obrazów wychylają się teraz te, które były najbardziej znaczące dla mnie.
Przywołuję obrazy, twarze, głosy, uśmiechy, spojrzenia. Dotykam ich całą sobą…
Kamion nad rzeką Wartą, wrzesień-październik 2010
Publikowane w serwisie Oblicza Gruzji teksty, tłumaczenia, adaptacje, zdjęcia i grafiki mają swoich autorów. Jeśli chcesz je wykorzystać i/lub rozpowszechnić we fragmentach lub w całości, to zapoznaj się wcześniej z naszymi zasadami udostępniania treści.