Wiara, Nadzieja, Miłość. Babuszka z Abchazji
Słowa zapamiętuje się wyrywkowo, aromaty i smaki zapisują się w duszy same i są nie do zatarcia. Opowieść o zapachu lasu, o babuszce pamiętającej aromat herbacianych gajów, o starości pełnej dumy i o Soso – prawdziwym Gruzinie.
Wdychajcie zapach lasu...
Stajemy przy drodze i po krótkim oczekiwaniu zauważam wojskowy samochód – taka zielona, blaszana pucha sprzed co najmniej 30 lat. Podchodzę do stacji i patrzę z bliska – z przodu trzy osoby, ale zaryzykuję. Pokazuję mapę i pytam o Tetri Tskaro. Tak, jadą i mają dużo miejsca.
Podjeżdżają do Dominika, wciskamy na tył plecaki. Ja siadam z przodu z dwoma Azerbejdżanami a Dominik na plecaku i jakichś szmatach z tyłu – też z dwoma. Maszyna tak głośno warczy z przodu, że trzeba przekrzykiwać silnik, by coś powiedzieć. Siedzę cicho, słucham azerbejdżańskiej muzyki a wiatr mało mi głowy nie urywa. Za to z tyłu Dominik wytrwale rozmawia z sympatycznym i bardzo wszystkiego ciekawym Azerem.
Dowiaduje się od niego, że zajmują się wyrębem i dostarczaniem drewna do wielu wiosek, w których zimą nie ma czym palić. Są z Marneuli i młody Azer gorąco nas zaprasza, byśmy przyjechali do nich w gości. Opowiada o warunkach życia, o azerbejdżańskich wioskach – znowu żywa lekcja tutejszej historii i stosunków między nacjami.
Po drodze mijamy gigantyczne stada krów i owiec schodzące z gór na zimę. Jeźdźcy na koniach, zamiast siodeł wojłoki, worki. Brodaci, ogorzali od słońca, surowi mężczyźni z gór. Podobno w Gruzji tryb koczowniczy prowadzą tylko Azerowie przemieszczający się całymi rodzinami ze swoimi stadami. Jeden z jeźdźców ma przełożone z przodu małe cielątko, inny beczącą ranną owcę. Mijamy martwą owcę ze sterczącymi sztywno w górę łapami a nasi kierowcy zastanawiają się czy czasem jej nie zabrać. Co rusz samochód staje przepuszczając owe ciągnące powoli, gigantyczne stada.
Jest już wieczór, pusta droga, zatrzymujemy się w lesie przed Tetri Tskaro. Azerowie wysiadają razem z nami i wciągają z rozkoszą powietrze w płuca.
Patrzą na nas i jeden z nich pyta:
– Dlaczego nie “dyszycie”? Oddychajcie, to las, powietrze. Jak pojedziecie dalej tego nie będzie.
Jeszcze wtedy nie rozumiemy, co znaczy las dla wielu ludzi z tego rejonu Małego Kaukazu. 300 lat temu, podczas najazdów tureckich, spalono całe połacie gęstych lasów. Podobno płonęły miesiącami. Potem wiatry, erozja i dzisiaj prawie bezdrzewne połacie pustoszone szalonymi wichrami. Odwożą nas za miasto na krzyżówkę i nabieramy w strumieniu jakiejś paskudnej wody, bo nasza poszła do chłodnicy podczas jednego z postojów.
Tam gdzie wilki wyją
Robi się już szaro, a miejsce na autostop nieszczególne. Jednakże po 3 minutach, ledwie zdążyliśmy się ciepło ubrać a już zatrzymuje się rozklekotana osobówka z 29-letnim Soso – prawdziwym Gruzinem, jak się przedstawia.
– Tutaj większość to sturczeni Adżarcy, Ormianie a wcześniej Grecy – ja jestem z Abchazji – mówi z dumą.
– Zabieram was w do siebie, za Calkę – przywiozę babci gości. – A babuszka jest wspaniała, zobaczycie – śmieje się Soso.
Owe kilkadziesiąt kilometrów jedziemy przez prawie trzy godziny po czymś, co trudno nazwać drogą. Do tej pory myśleliśmy, że wiemy, co to złe drogi – dziurawe, poszarpane, z koszmarną nawierzchnią, ale dopiero teraz zaczyna się zabawa… Drogi asfaltowej nie ma, jest piaszczysto-kamienista, z rozpadlinami, wyrwami.
Soso nas uświadamia, że pełno tu wilków i lepiej nocą nie chodzić.
– Ale jeszcze nie głodne, więc może by wam nic nie zrobiły – śmieje się z nas. – Tutaj niewiele samochodów jeździ, mieliście szczęście…
Czujemy, że je mieliśmy.
Soso jest farmerem, ma 700 hektarów w trzech miejscach. Na zimę, razem z 26-letnim bratem, przenosi się do Kody pod Tbilisi, gdzie mieszkają rodzice. Na gospodarce zostaje babcia i pracownicy. Jest przystojny, choć oczy okolone głębokimi zmarszczkami. Patrzy z takim miłym uśmiechem a oczy wręcz przejmują ten uśmiech. Dużo opowiada i ciekawie. Nie lubi Azerów – krytykuje, że chodzą pieszo i z tobołami – on lubi jeździć samochodem. Chciałby jechać do Germanii po nowy, najlepiej Mercedesa, ale trudno z Gruzji wyjechać. Trzeba dać za siebie do banku 11 tysięcy lar zastawu pieniężnego.
Jedziemy po równinie okolonej górami. Zupełnie nie wiemy, że jesteśmy na wysokości 1600 metrów. Jest bardzo chłodno, wyczuwa się zmianę klimatu.
Wysiadamy na chwilę przy jeziorze. Soso mnie prowadzi i tłumaczy:
– Zanurz rękę, zobacz, jaka zimna! Tu prawie nikt się nie kąpie – przekonuje mnie, choć chwilę wcześnie miałam jeszcze ochotę na pływanie, mimo zimnej wrześniowej nocy.
Jedziemy drogą przez pola, jakiś lasek, jest ciemno i nic nie widać. Soso mówi, że zimą nic tu nie jeździ:
– Tylko czołg lub helikopter. Za to jezioro zamarza i można po nim chodzić.
Mieszka w wiosce, gdzie jest 25 domów. Prawie wszystkie przejęte po Grekach, którzy 3-4 lata temu wyjechali do Grecji. W ich miejsce napłynęli “bieżeńcy” z Abchazji i Swaneti.
– Ciężko, ciężko tu wielu ludziom żyć, zwłaszcza tym, którzy wychowali się w gajach herbacianych i winnicach, jak babcia – mówi.
Na miejscu wita nas brat Soso, jego pracownik Zaza i cudowna, uśmiechnięta, 81-letnia babcia. Babcia wszystkimi dyryguje. Jest jedyną kobietą w tym domu i widać, że się z nią liczą. Pokrzykuje to na jednego, to na drugiego. Po chwili kolacja jest już na stole – gorące mleko, ser własnej roboty, świeżo pieczony chleb i pomidory – prosto, zwyczajnie i serdecznie.
Zagram wam na panduri
Babcia jest “bieżeńcem” z Suchumi. Zostawiła, tak jak wielu uciekinierów, cały dorobek swojego życia. Opowiada, że słońce inaczej świeciło nad Abchazją niż nad tym pustkowiem, gdzie tylko wichry mają używanie.
– Jak rozcierałam listki herbaty, czułam aromat a tu tylko bydlęcy nawóz. Toniemy w gównach – babcia się śmieje i kiwa palcem na Soso.
– Ale chłopaki mam dobre i wielkie stada bydła trzymają. Tacy przystojni, ale żadna kobieta nie chce tu mieszkać w tych warunkach. Może zostaniesz? Weźmiesz jednego? – z szatańskim uśmiechem babcia łypie na mnie okiem.
– Jak ty z “ciemodanem” na plecach chodzisz, to tobie nic nie straszne – pokazuje na mój plecak w kącie.
Babcia ma chore nogi. Chodzi opierając się na dwóch laskach, ale w jej oczach cały czas czai się jakiś błysk. Idzie do drugiego pokoju i wraca z trzystrunowym instrumentem przypominającym gęśle – to panduri. Zaczyna przebierać palcami łapiąc akordy i wtóruje lekko ochrypłym głosem. Improwizuje dopasowując słowa do muzyki. Bardzo mnie porusza ten prosty rytm i nostalgia w jej głosie. Śpiewa, że wszystko straciła a “Rosjanie to dranie”, że ma chore nogi, ale serce zdrowe, że jeden z synów zginął a drugi jest na Ukrainie i kolejny rok nie przyjeżdża. Śpiewa, że jak była młoda, to dużo tańczyła a teraz już tylko taniec z kostuchą ją czeka. Tutaj przerywa i mówi do nas:
– Tańczcie! Wy jesteście młodzi! Tańczcie! Jak bym mogła też bym zatańczyła – odkłada panduri i z uśmiechem podpierając się laską podryguje i macha nogą.
Potem podchodzi do mnie i głaszcząc mnie po włosach zagląda w oczy.
– Czuję, że niedługo umrę. Chcę mieć coś od Ciebie na ostatnią drogę.
Jestem jak w transie. Taję pod dotykiem tej starej, archetypowej wiedźmy. Wyciągam z portfela cerkiewny obrazek kupiony w Odessie. Są tam trzy kobiety i napis: Wiara, Nadzieja, Miłość – córki Prawdy. Tak , to dobry prezent na Ostatnią Drogę myślę i podaję babci.
Przytula mnie i płacze. Po chwili obciera chustką oczy i mówi do mnie i wnuków z uśmiechem:
– Będzie to ze mną zawsze i pamiętajcie włożyć do trumny.
Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie. – Phil Bosmans
Publikowane w serwisie Oblicza Gruzji teksty, tłumaczenia, adaptacje, zdjęcia i grafiki mają swoich autorów. Jeśli chcesz je wykorzystać i/lub rozpowszechnić we fragmentach lub w całości, to zapoznaj się wcześniej z naszymi zasadami udostępniania treści.
Spodobało ci się? Podziel się z innymi...
Anna Janicka-Galant
- autorka
- Fridon - przyszliśmy na ten świat w gości
- W poszukiwaniu archetypów kobiecości
- Dziewczyna z chlebem
- Kobieta prehistoryczna, czyli portret wędrowcy
- Kobieta z wioski - między tradycją a telenowelą
- Królowa Tamar - jedna z największych władczyń świata
- Mery i jej sery
- Nauczycielki z Siedmiu Cerkwi
- Wiara, Nadzieja, Miłość. Babuszka z Abchazji
- Święta Nino - apostołka i patronka Gruzji