Kobieta prehistoryczna, czyli portret wędrowcy
Piszę o Gruzji, ale także i o wędrowaniu. O tych dziwnych czasem ulotnych spotkaniach z ludźmi. Tych mgnieniach, które zostawiają ślad w duszy. Gdy przyszedł do mnie tytuł tego rozdziału pomyślałam – to czysta prowokacja… Będę pisać o jakiś kościach sprzed miliona siedmiuset tysięcy lat?
Przyznam, że jeszcze nie wiem, o czym będę pisać… ale spróbujmy… Biorę Księgę Wypraw i zaczynam…
Zmienne koleje losu pewnego miasteczka
Mały Kaukaz, niedaleko Bolnisi, wcześniej nazywanego Katerinenfeld a potem Luksemburg.
Do Bolnisi dotarliśmy czterdziestoletnią, czarną Wołgą – taką straszono dzieci, gdy chodziłam do szkoły podstawowej w latach 70-tych. Ta Wołga nie była egzemplarzem z legend miejskich tylko całkiem żywotną, choć mocno sfatygowaną maszyną. Samochód wyglądał na totalną ruinę, ale dzielnie znosił tutejsze dziurawe drogi. Z tyłu nie miał siedzeń tylko przestronny luk bagażowy. W nim zmieścił się Dominik – towarzyszący mi student reżyserii, razem ze współpasażerem kierowcy i naszymi plecakami.
Miasteczko było całkiem przyjemne, ale nie poświęciliśmy mu zbytniej uwagi gnani chęcią dotarcia na archeologiczne wykopaliska w Dmanisi. Wyszliśmy na drogę wylotową i zaczęłam machać na przejeżdżające samochody. Zatrzymał się bus z młodym kierowcą, tutejszym właścicielem sklepu z farbami. Do Dmanisi nie jechał, jednakże zaproponował nam przejażdżkę po Bolnisi i okolicach oraz opowiedzenie jego historii. Był żywą skarbnicą wiedzy chociaż niektóre jej fragmenty przyszło później troszeczkę zweryfikować. Obwiózł nas po całym miasteczku i okolicach opowiadając anegdoty i pokazując co ciekawsze miejsca.
Zobaczyliśmy jedną z najstarszą świątyń z IV wieku – Bolnisi Sioni. To trójnawowa bazylika, zdobiona charakterystycznymi, równoramiennymi krzyżami (element składowy gruzińskiej flagi) i jednymi z najstarszych napisów w języku starogruzińskim.
Takie równoramienne krzyże, wpisane w okrąg i usytuowane między byczymi rogami, można odnaleźć w starszych kultach zaadaptowanych przez chrześcijaństwo. Ów krzyż w okręgu jest symbolem słońca a bycze rogi są odpowiednikami faz księżyca. Kult solarny widać w Gruzji w bardzo wielu regionach, w sztuce i w niektórych obrzędach.
Podczas objazdu okolicy zaintrygowała nas typowa niemiecka zabudowa mieszkalna a zwłaszcza piękny młyn. Po chwili wszystko się wyjaśniło. W 1815 roku podczas Kongresu Wiedeńskiego car rosyjski Aleksander I odwiedził Stuttgart i zaprosił tamtejszych chłopów do osiedlania się na Kaukazie.
Zaoferował im bardzo dobre warunki bytowe, zachowanie odrębności etnicznej, własne szkoły, gazety, religię. Od 1818 roku powstawały na Kaukazie niemieckie osady. Sto lat później Niemcy mieszkali w 20 miastach i było ich 25 tysięcy. Warunkiem osiedlenia była znajomość sztuki agrarnej, posiadanie żony i dzieci, brak nałogów oraz respektowanie gruzińskiej tradycji przekazywania ziemi najmłodszemu synowi.
Trzy wielkie kobiety zostały patronkami tych najwcześniejszych osad: Maria – Marienfeld, Elżbieta – Elisabethtal oraz Katarzyna – Katerinefeld. O carze Aleksandrze mało kto w Bolnisi pamięta a założenie kolonii przypisuje się często jego babce, carycy Katarzynie II Wielkiej. Nasz samozwańczy przewodnik również popełnił ten błąd. O pomyłki w zagmatwanych historiach nietrudno a prawda przeradza się w mit, który wielokrotnie powtarzany zaciera ją samą. Pewnie Katarzyna II mogłaby się pod owym niemieckim osadnictwem podpisać, gdyż sama była córką niemieckiego księcia a dopiero później została Imperatorową Rosji. Była także inicjatorką planu sprowadzania kolonistów niemieckich na podległe sobie ziemie. Zasiedliła Niemcami północne wybrzeże Morza Czarnego. Jej wnuk był prężnym kontynuatorem tych działań. Podobnie jak babka zapewniał kolonistom ulgi podatkowe, wolność wyznania i opiekę prawną.
Tak jak Caryca Katarzyna zmieniała imiona rezygnując z Zofii, Fryderyki i Augusty, tak i temu miasteczku przyszło je zmieniać kilkakrotnie. Po imieniu carycy przypadło mu nazwisko komunistycznej żydówki Róży Luksemburg. Być może obie panie różniły się poglądami politycznymi jednakże łączyła je w przewrotny sposób Polska. Jedna była kochanką polskiego króla i miała z nim córkę a druga spędziła na polskich ziemiach prawie całe swoje życie. Obie weszły w związki małżeńskie z przyczyn czysto formalnych, obie zasłynęły jako kobiety silne i zdeterminowane.
Ta druga nazwa kolonii także długo nie przetrwała. Po rozpoczęciu wojny z Niemcami Stalin przypomniał sobie, że Róża Luksemburg krytykowała sposób prowadzenia rewolucji przez bolszewików i zarzucała nadmierne zbiurokratyzowanie a w konsekwencji głód, amoralność i destrukcyjną władzę silnych liderów partyjnych. W 1944 roku miasteczko przemianowano na Bolnisi.
Po wybuchu wojny z Niemcami w 1941 roku Stalin wysiedlił Niemów w dwóch turach. W 1941 roku dał im dwadzieścia cztery godziny na spakowanie oraz wywiózł do Kazachstanu i na Syberię. Pozostawił tylko tych, którzy byli w małżeństwach mieszanych z Gruzinami. Ta część, która nie pojechała z pierwszą turą została wysiedlona w 1947 roku.
Teraz Bolnisi jest sennym miasteczkiem z 11 tysiącami mieszkańców i pomnikiem upamiętniającym dwudziestu protestujących przeciw komunizmowi w 1989 roku. Ze zdjęć patrzą młode oczy 20-30 latków rozjechanych czołgami.
Gruzińskie pojmowanie czasu
Łapiemy stopa dalej... Zbliża się zmierzch – myślimy o rozbiciu namiotu, ale udaje się w końcu zatrzymać jeszcze jeden samochód. Kierowca przestronnego jeepa zabiera nas w okolice Dmanisi – kilka kilometrów od archeologicznych wykopalisk. Jest już ciemno, wokół wysokie skały. Idziemy tylko kawałek, by znaleźć dogodne miejsce na nocleg. W końcu jest zejście w bok i niewielka powierzchnia płaskiego terenu. Blisko dzikiej natury i blisko drogi – zasypiamy przed 21. Noc była pioruńsko zimna, nogi mi marzły. Za to rankiem namiot błyskawicznie się nagrzewał i sechł od rosy. Umyłam się kawałek dalej w potoku, zwinęliśmy obozowisko i w drogę…
Idziemy wąwozem pomiędzy górami, z lewej szumi rzeka a jacyś ludzie siedzą wysoko na drzewach i obrywają dzikie figi. Ja też rano uraczyłam się takim nie do końca dojrzałym przysmakiem. Idealne na konfitury.
Po kilometrze spotykamy starszego, siwego, z białą i gęstą brodą Gruzina.
Zaczynam rozmowę od pytania:
– Co to są te niebieskie, przypominające wielkie jagody, owoce na krzakach i czy jadalne?
– To “kurinśki” po gruzińsku a po rosyjsku nie znam nazwy. Jadalne, spróbujcie – odpowiada.
Teraz w spokoju delektuję się delikatnym, kwaskowym smakiem niebieskiego owocu ze sporą pestką. Dominik mierzy mnie wzrokiem – jem brudne i nieznane owoce!
– A co tam, trzeba wszystkiego próbować! Przetrwają tylko najbardziej odporni!
Gruzin jeszcze pokazuje mi kilka innych roślin i tłumaczy do czego się nadają. Potem schodzimy na temat, gdzie mieszka i co robi.
– Mieszkam w Tbilisi, ale tutaj przyjeżdżam do rodziców, stąd pochodzę. Rodzice już po dziewięćdziesiątce, ale zdrowi i chwała Bogu. Teraz idę do cerkwi – i pokazuje ręką na maleńką cerkiewkę usadowioną na jednym z pobliskich szczytów.
Pytam, z którego wieku.
– A nie taka stara. Z XIV wieku – odpowiada.
No tak, w Gruzji czas jakoś inaczej biegnie. Stare to znaczy do naszej ery, ewentualnie w pierwszych dwunastu wiekach do Królowej Tamar. Potem już nowe.
Mija nas z naprzeciwka samochód osobowy, z którego wysiadają dwaj mężczyźni, jeden w mundurze policyjnym. Podchodzę do nich i pytam jak daleko do wykopalisk.
– Trzy kilometry – odpowiadają i pytają, czy mogą nam pomóc i skąd jesteśmy.
Sympatyczna rozmowa, a po chwili zatrzymują nam nadjeżdżającą furgonetkę, która chyba wszystkich zbiera po drodze, gdyż za chwilę dosiada się kolejna para młodych ludzi.
Dmanisi - miasteczko na skraju dróg i historii
Po dojechaniu młodzi podprowadzają nas do sklepu, w którym oprócz miłej, emerytowanej nauczycielki niemieckiego nie ma nic ciekawego ani nadmiernie jadalnego. Jest za to ciekawa rozmowa. Dużo się dowiadujemy o tutejszych wykopaliskach.
– Przyjeżdża tu wielu naukowców: z USA, Francji, Brazylii, Peru i innych krajów. Teraz już po sezonie, wszyscy wyjechali trzy tygodnie temu, ale Luba ma klucze. Jak ją poprosicie, to was zaprowadzi. A może jeszcze profesor nie wyjechał? – Mówi do nas i pokazuje drogę do domu Luby a potem prosi jednego z mężczyzn, by nas zaprowadził.
Od Luby dostajemy wodę na kawę i cenną informację, że amerykański profesor urzeczony piękną pogodą przyjechał z Tbilisi jeszcze popracować i możemy się z nim spotkać. W tej chwili podjeżdża jeepem profesor i po krótkiej rozmowie umawiamy się, że za pół godziny nas zabierze na teren wykopalisk a następnie po zwiedzaniu odwiezie na drogę do Marneuli, którą jeszcze dzisiaj będzie wracał do Tbilisi.
Wdaję się w rozmowę z tutejszymi kobietami biorącymi w wiadra wodę przy rurze spełniającej funkcję hydrantu. Nie jest to tylko miejsce zaopatrzenia w wodę – jest to przede wszystkim miejsce spotkań i długich rozmów. Pojawia się kilka zaciekawionych kobiet. Niektóre nawet bez wiader, stąd widać, że przyszły z ciekawości. Rozmawiamy o wszystkim – o życiu w wiosce, o wykopaliskach, które dają pracę w sezonie, o potrawach gruzińskich…
Najmłodsza, ciemnowłosa, która przyszła z miską rzeczy do płukania zadaje najwięcej pytań. Rozmowę przerywa nadjeżdżający jeep profesora. Pakujemy plecaki, ale młoda kobieta prosi bym jeszcze chwilę zaczekała i biegnie do domu. Siedzimy już w samochodzie, gdy wraca z torbą jedzenia – chleb, pomidory, ogórki, ser i wspaniałe, gorące dolmy – coś podobnego do polskich gołąbków, tylko w liściach winogron.
Podjeżdżamy do wykopalisk. Reid Ferring – profesor geologii i archeologii, opowiada nam i pokazuje, gdzie i na co zwrócić uwagę. Zostawiamy w jeepie plecaki i idziemy się porozglądać a profesor kontynuuje swoją pracę.
Najpierw trafiamy na skraj urwiska powyżej rzeki by przyjrzeć się grotom i wyżłobieniom na przeciwległym brzegu – śladom prymitywnej skalnej osady. Nad nami kołują drapieżne ptaki, od czasu do czasu krzycząc.
Potem zwiedzamy średniowieczną fortecę i Dmanisi Sioni z VII wieku, poszerzoną w XIII. Prosimy czarnowłosego i czarnobrodego mnicha o pięknych, piwnych i smutnych oczach, aby otworzył nam starą cerkiew. Bierze klucze i chętnie z nami idzie. Trwają prace archeologiczne. W rozkopanej ziemi leżą kościotrupy tutejszych kniaziów.
Mówi, że mieszka tutaj czterech mnichów i żyją w częściowo wyremontowanej części monastyru. Słyszymy dobiegający z boku śpiew mnichów a ich czyste głosy aż szarpią za duszę. A mnie się czai w głowie przewrotne pytanie – czy wszyscy są tak porażająco przystojni?
Z boku stoi kilka uli, rosną warzywa i drzewa owocowe – tym mężczyznom widocznie potrzebne do szczęścia to, co najprostsze i… Bóg.
Miliony lat w ziemi
Miała być przecież kobieta prehistoryczna. I jest... jest zaklęta w ciałach tych przystojnych mnichów, w genach nas wszystkich zamieszkujących Europę. Jest we mnie…
Wracamy do profesora by usystematyzować naszą wiedzę o tutejszych rewolucyjnych wykopaliskach. W 1991 odkryto człowieka z Dmanisi, który okazał się elementem łączącym historię Afryki, Europy i Azji. To właśnie stąd człowiek rozprzestrzenił się 1,8 mln lat temu na Europę i Azję. To kolebka naszej kultury. To stąd zaczęła się wędrówka, która zapoczątkowała zrodzenie się tylu ludzkich nacji, narodowości i religii. Im dalej było od początków, tym więcej było podziałów, antagonizmów i wojen. Jak cofnąć się do punktu wyjścia?
Obecnie badania finansują bogate kraje Europy Zachodniej i USA. Nasz profesor uczestniczy w nich od samego początku – od 14 lat. Jak zaznaczył, odkrycia dokonano przez przypadek. W ten sposób “przypadek” zmienił oficjalną wersję historii ludzkości.
Dmanisi zrewolucjonizowało archeologię i zmusiło do zrewidowania poglądów na drzewo rodowe człowieka. Hominidy z Dmanisi to najdawniejsi ludzie odkryci poza Afryką. Dmanisi zawsze znajdowało się na rozstajach. 1,8 miliona lat temu leżało na półwyspie wrzynającym się między Morze Czarne i Kaspijskie. Był to jeden z korytarzy lądowych wiodący z Afryki w głąb Euroazji. Jak zażartował profesor była to całkiem przepustowa, dwupasmowa autostrada, po której poruszano się w obie strony.
Reid Ferring opowiedział nam kilka anegdot związanych z owymi archeologicznymi znaleziskami. Pierwszą reakcją jednego z naukowców na widok czaszki i jej datowania było przekleństwo i komentarz: dla dobra nauki powinni ją zakopać z powrotem
i stwierdzenie innego wygląda na to, że pierwsi ludzie, którzy opuścili Afrykę, mieli mózg jak orzeszek
. Ten mózg jak orzeszek odnosił się do małej pojemności znalezionych czaszek Homo georgicus, sięgającej zaledwie 600-775 cm sześć. My współcześni ludzie mamy średnio 1350 cm sześć, a Homo erectus miał 900 cm sześć.
W kwestii owej pojemności mózgu spodobała mi riposta jednego z archeologów, przytoczona później ze śmiechem przez profesora:
– Nie można od razu sądzić, że mieli bardzo niski iloraz inteligencji. Wybrali się w tak daleką podróż i udało im się! A to najważniejsze!
Też tak sądzę – nie liczy się wielkość mózgu tylko to, jaki się z niego robi użytek. To również kwestia potencjałów współczesnego człowieka. Można mieć ogromne możliwości i nic z nimi nie zrobić. Można mieć dużo pieniędzy i być nieszczęśliwym. Można być pięknym a czuć się szkaradnie…
Profesor opowiadał także o bardzo empatycznym i opiekuńczym zachowaniu hominidów z Dmanisi a nawet przejawach szacunku do doświadczenia i mądrości starszyzny plemiennej. Jedna z czaszek była zupełnie pozbawiona uzębienia i należała do około czterdziestoletniej osoby, czyli ówczesnego starca. Z badań wynikało, że zęby stracił kilka lat przed śmiercią a to mogło oznaczać tylko jedno – był otoczony opieką przez swoją społeczność, która dzieliła się z nim odpowiednio rozdrobnionym pożywieniem.
Rok 2011 przyniósł nowe odkrycia i hipotezy. Agencja PAP podała kolejne informacje o Homo georgicus cytując słowa spotkanego przez nas cztery lata wcześniej profesora:
Jak przypuszcza współautor badań, Reid Ferring z University of North Texas w Denton, być może nieznany jeszcze gatunek hominida dotarł z Afryki na Kaukaz i tam wyewoluował w Homo erectus. Rosnąca ilość dowodów z Eurazji wskazuje na istnienie starej i prymitywnej społeczności. Najnowsze odkrycia wskazują, że Dmanisi było zajęte w tym samym momencie, jeśli nie wcześniej, gdy Homo erectus pojawił się w Afryce Wschodniej.
Moja kobieta prehistoryczna, tutejsza pramatka, żyła w towarzystwie strusi olbrzymich, kotów szablastozębnych (ciekawe czy mruczały), wilków, hien, żyraf krótkoszyich, jeleni… W cieniu czynnych jeszcze wulkanów, których pozostałości można dostrzec nadal gołym okiem – czarna, porowata, zastygła lawa w bryłach.
Ja żyję w dżungli wielkiego miasta, między ryczącymi samochodami, wlokącymi się tramwajami, w cieniu obskurnych wieżowców – może już pora na kolejny WIELKI EKSODUS? Mój własny, prywatny… Gdzieś dom wśród drzew, z dala od drogi, z dźwięczną ciszą wiatru i śpiewem ptaków z rana...
Jak myślę o Gruzji to najpierw pojawia się obraz tych starych kości, potem skalne miasta, cerkwie na szczytach, górskie wieże i twarze... wiele twarzy napotkanych ludzi tworzące wielobarwny kolaż. Obrazom towarzyszą myśli o wędrowaniu, przemierzaniu, docieraniu, uciekaniu, o przychodzeniu i odchodzeniu.
Narodzić się jest zawsze trudno. Wie pan, że ptak z wysiłkiem musi dobywać się z jajka. Niechże się pan cofnie myślami i zada sobie pytanie: czy istotnie ta droga była tak trudna? Tylko trudna? Czy nie była także i piękna? Czy znalazłby pan inną, piękniejszą i łatwiejszą? – Hermann Hesse, Demian
- Reportaż z Gruzji na podstawie Dziennika Wyprawy, 16 wrzesień 2006.
- Informacje o niemieckim osadnictwie w Gruzji na podstawie książki Немецкие поселения на периферии российской империи. Кавказ: взгляд сквозь столетие (1818-1917) – Т.Н. Чернова-Дёке – Москва, ЗАО "МСНК-пресс", 2008.
Publikowane w serwisie Oblicza Gruzji teksty, tłumaczenia, adaptacje, zdjęcia i grafiki mają swoich autorów. Jeśli chcesz je wykorzystać i/lub rozpowszechnić we fragmentach lub w całości, to zapoznaj się wcześniej z naszymi zasadami udostępniania treści.
Spodobało ci się? Podziel się z innymi...
Anna Janicka-Galant
- autorka
- Fridon - przyszliśmy na ten świat w gości
- W poszukiwaniu archetypów kobiecości
- Dziewczyna z chlebem
- Kobieta prehistoryczna, czyli portret wędrowcy
- Kobieta z wioski - między tradycją a telenowelą
- Królowa Tamar - jedna z największych władczyń świata
- Mery i jej sery
- Nauczycielki z Siedmiu Cerkwi
- Wiara, Nadzieja, Miłość. Babuszka z Abchazji
- Święta Nino - apostołka i patronka Gruzji