Cztery korzenie wszystkich rzeczy: ogień, powietrze, woda i ziemia.
– Ralph Waldo Emerson
Ogień, płomień, światło – za chrześcijańskim rytuałem pobrzmiewa wielokroć starsza tradycja, zlana z nią w jedno, świadomie zapomniana, lecz w nieświadomości zbiorowej nadal żywotna. Gdy zimowy mrok pożera świat czekamy narodzenia światła, czekamy by dni stały się dłuższe, by przyroda była gotowa do przebudzenia się, do odwiecznego zmartwychwstania. Obcując z duchami przodków, otoczeni energią tego, co minęło, współtworzymy łączącą nas światłość.
W każdym rejonie Gruzji są odmienne rytuały – my współuczestniczymy w tych, które bliskie Swanom z Kodorskiego Wąwozu. W tę świętą noc wejdziemy czyści, obmyci nie tylko z zewnętrznego brudu, ale również z tego wewnętrznego. Skupione myśli na tym co najprostsze – na pieczeniu chleba, który nas wszystkich połączy wspólnym biesiadowaniem.
A chleb wyjątkowy – malutkie bochenki z wyraźnie zaznaczonymi trzema rogami – ojciec, syn i duch święty – symboliczna trójca będąca także głosem sprzed wieków. Troistość powielona nie tylko w kształcie rytualnego chleba ale i w ich ilości – bochenków może być jeden lub trzy, sześć, dziewięć lub dwanaście.
O nośnik płomienia także zadbamy osobiście robiąc świece z naturalnego wosku. Pszczoły przed wiekami utożsamiane w wielu kulturach z życiem pozagrobowym darzą nas miodem i woskiem – pierwszy użytkowany w rytualnych, miodowych gozinakach a drugi w świecach łączących żywych z umarłymi. Przeszłość i przyszłość, pamięć przodków i moc czerpana z tej pamięci.
Dzisiaj przodkowie są z nami. Przyzywani świecami wystawionymi w oknach o północy, by odnaleźli drogę do domostw, by odnaleźli drogę do pamięci i najważniejsze do serc, które tak łatwo zamącić zewnętrznym blichtrem – wystarczy włączyć telewizor, by duchy rozpełzły się po kątach przepłoszone, samotne, niesłyszane...
Zaczynamy robić świece. Zgęstniałej bryłce wosku ciepłem ognia i własnych rąk przywracamy plastyczność. Proces wymagający spokoju i cierpliwości. Okrawana i ogrzewana warstwa po warstwie i lepiona w dłoniach po kawałku. Dużej bryły nikt by od razu nie rozgrzał a robiąc to kawałek po kawałku wystarczy kilkanaście minut, by cały kawałek stał się miękki. Teraz oblepienie knota i rozprowadzenie szybkimi ruchami całego wosku po jego długości.
Mery ma wprawę, robi to od kilkudziesięciu lat – zarówno chleb, ser jak i świece wychodzą spod jej rąk sprawnie i bez zbędnych ruchów – jakby ręce same wiedziały jak je robić. Teraz wystarczy wyrównać świecę tocząc ja po równej powierzchni stołu, schłodzić by dobrze zastygł wosk w tej nowej dla niego formie a potem jedną świecę pokroić w pożądanej długości krótsze. Świec będzie również wielokrotność trzech.
Północ – zapalamy wetknięte w troisty chleb świece i stawiamy w oknach. Pozostałe staną przed domowym ołtarzykiem. Zapalone od jednej, najwyższej i głównej świecy roztaczają delikatny miodowy zapach. Migają w oknach będąc znakiem dla umarłych i dla żywych. Żywym mówią o wspólnej więzi duchowej w obrębie jednej wiary. W tej wiosce niewiele będzie rozświetlonych okien. Tutejsza garstka Greków ma inne tradycje a dla przybyłych adżarskich muzułmanów ten wieczór jest po prostu jednym z zimowych wieczorów...
Zapytałam dziecko niosące świeczkę:
– Skąd pochodzi to światło?
Chłopczyk natychmiast ją zdmuchnął.
– Powiedz mi, dokąd teraz odeszło – odparł. – Wtedy ja powiem ci, skąd pochodzi. Jonathan Carroll, Poza ciszą
O swańskiej tradycji bożonarodzeniowej opowiedziała nam Mery Żużuna Kwiciani.
Publikowane w serwisie Oblicza Gruzji teksty, tłumaczenia, adaptacje, zdjęcia i grafiki mają swoich autorów. Jeśli chcesz je wykorzystać i/lub rozpowszechnić we fragmentach lub w całości, to zapoznaj się wcześniej z naszymi zasadami udostępniania treści.