Niespieszny autostop przez Swanetię

Dobry podróżnik nie ma sztywnych planów i nie skupia się na przybyciu
Lao Tse

Kiedy przyjechaliśmy do domu Tengo był już późny wieczór, więc niewiele widzieliśmy. Dlatego poranek okazuje się dla nas sporą niespodzianką ukazując nam okolicę Nakry w pełnej krasie.

Suszenie orzechów włoskich i ziół, Nakra, SwanetiaGościnny dom Tengo o świcie, Nakra, Swanetia

Niebieski, przestronny dom Tengo, zabudowania gospodarcze, sad pełen dojrzałych jabłek, ogród z głowami kapusty i gnącymi się pod ciężarem fasolowych strąków tyczkami... A wokół żółcie, czerwienie, zielenie przyprószone na szczytach świeżym śniegiem. Z jednej strony przezierające słońce a z drugiej spowijająca góry chmurzastość. Pięknie, rześko...

Barwy jesieni w górach Kaukazu, Nakra, SwanetiaJesienne ubarwienie gór Kaukazu, Swanetia, Gruzja
Przyprószone śniegiem choinki na szczytach gór Kaukazu, okolice Nakry, Swanetia

Korzystamy z czasu porannego na obserwowanie krzątaniny naszych gospodarzy, bo na wczesny wyjazd się nie zanosi. Nikt się nie spieszy a my spokojnie włączamy się w rytm przebudzonego domu i chłoniemy domową atmosferę pełną serdeczności. Przy szykowaniu śniadania jest też czas na rozmowy na różne tematy a mnie jak zwykle najbardziej cieszą te najprostsze – “co to za jabłka o smaku gruszki... z czego ta karminowa konfitura... z jabłek?” – tak dalej i dalej, rozmowa zawieszona w ulotności chwili...

Wychodzę do ogrodowego wychodka i patrzę przy okazji na płynącą obok rzekę, która tłoczy pożółkłą, spienioną wodę. To po ostatnich wielkich opadach deszczu. Ten rok jest trudny, od miesiąca prawie ciągle pada, siano na łąkach pogniło, warzywa i owoce nie takie i nie tyle, co w poprzednich latach.

Rzeka Nakra niosąca muł po dużych deszczachFasola po intensywnych deszczach, Swanetia
Mostek po drodze w wiosce Nakra, Swanetia, Gruzja
Jesienna droga z Nakry, Swanetia, Gruzja
Droga z Mestii do Zugdidi jesienią, okolice Nakry, Swanetia
Szczyty gór Kaukazu tonące w chmurach, Swanetia, Gruzja

Z Tengo przy drodze do Nakry, oczekiwanie na kolejny samochódOkoło południa Tengo wywozi nas na główną drogę Mestia-Zugdidi a po chwili zatrzymuje kolejny samochód jadący... też z Nakry. Znajomy z wioski – pogranicznik-alpinista, jeszcze jeden mężczyzna i jego krewniaczka z dzieckiem. Pakujemy się do samochodu a po niedługim czasie i wstępnej rozmowie pytają nas czy się spieszymy. Odpowiadam, że nie ku zdziwieniu Artura. Czuję, że szykuje się nowa przygoda i przyjemny, niespieszny dzień...

Zatem znowu zbaczamy z głównej drogi, tym razem do Czuberi – wioski, do której zapraszali nas znajomi Swani mieszkający obecnie w Saqdrioni. Tak jakoś przypadkiem mamy okazję zobaczyć okolicę zanim zdecydujemy się skorzystać z zaproszenia.

Rzeka Enguri po opadach niedaleko Chuberi, SwanetiaZjazd z głównej drogi do Chuberi, Swanetia

Po drodze kierowca zaskakuje nas wjechaniem pod spadające z gór na drogę kaskady wody – obiecujemy sobie, że w drodze powrotnej zrobimy zdjęcia. Zatrzymujemy się też przy przydrożnej kapliczce w miejscu, w którym krewniacy jadący po pijaku życie stracili – dla nas to głupia śmierć, ale takich jest tu wiele.

Górska rzeka w Chuberi po opadach deszczuDroga do Chuberi - kałuże i świnie, Swanetia, Gruzja

Dojazd zajmuje sporo czasu, bo wioski Czuberi są rozwleczone wzdłuż rzeki Nenskra a po drodze trzeba przecież porozmawiać ze znajomym lub krewniakiem. Zajeżdżamy też na lokalną stację benzynową, żeby zatankować z... plastikowych butelek.

Tankowanie z butelek na lokalnej stacji benzynowej w Chuberi, Gruzja

Później jeszcze nieprzejezdny bród, przy którym stoi całkiem spory i działający młyn wodny – zaglądamy do środka przed ruszeniem okrężną drogą.

Młyn wodny w Chuberi, Swanetia, GruzjaMłyn wodny w środku, Chuberi, Swanetia

Na miejscu okazuje się, że dostarczenie krewniaczki z dzieckiem to nie koniec – w domu także trzeba usiąść, porozmawiać, coś zjeść i wypić. Trochę z niepokojem patrzymy na kierowcę, który wprawdzie twierdzi, że wie, kiedy powinien skończyć pić, ale jednak pewne efekty widać. Okazuje się też, co w Gruzji nie jest czymś niezwykłym, że mamy jakichś wspólnych znajomych.

W końcu ruszamy dalej, w stronę wyjazdu ze Swanetii. Droga powrotna z Czuberi wydaje się jakby trochę krótsza, chociaż dziury i kałuże te same. W końcu mostek a za nim naturalna, bezobsługowa, wodospadowa myjnia samochodowa. Ja siedzę w środku i słucham dudnienia wody o dach samochodu, bo przez okna nic nie widać. Artur fotografuje z oddali jak przejeżdżamy pod trzema wodospado-myjniami. Wspaniała zabawa. :-)

Myjnia samochodowa pod wodospadem, Gruzja

A potem dalej i dalej, kilometrów zostało kilkadziesiąt, ale i te rozłożone na kilka etapów. Tu ciekawy zakątek, tam wodospad, jakaś panorama...

Wodospady po drodze z Mestii do Jvari, Swanetia
Wodospad nad rzeką Enguri po drodze z Mestii do Jvari, SwanetiaSzmaragdowe wody rzeki Enguri, Swanetia

Potem pora na kolejne jedzenie, bo gość głodny jechać nie może a na koniec ostatnia atrakcja – zapora wodna w Dżwari. Murtaz, nasz kierowca i jednocześnie pogranicznik, twierdzi, że nikogo obcego tam nie wpuszczają, ale on załatwi nam wejście. Zapora robi wrażenie – jedna z najwyższych tego typu na świecie. Część jej tonie w chmurach a zbiornik nie jest tak szmaragdowy jak bywa w pełnym słońcu, jednakże i tak budzi podziw a my mamy satysfakcję z oglądania go z takiego bliska.

Szmaragdowy zbiornik wodny na rzece Enguri przed tamą, okolice Jvari, Gruzja
Tama wodna Enguri niedaleko Jvari, Gruzja

Ostatnie kilometry po prawie pustej drodze, zakręt za zakrętem, serpentyny, skały i szmaragdowość. O zmierzchu docieramy do Zugdidi...

Migawki z wyprawy

Kontakt z autorem