W poszukiwaniu mistrza adżarskiego chaczapuri

Nauka przyrządzania Sinori u Taliko w KhuloOd rana zaczynamy zbierać się do drogi. Nie spieszymy się, bo pada deszcz. Wykorzystujemy czas na rozmowę z Taliko, bo poprzedniego dnia nie było jak i kiedy. Robię jeszcze zdjęcia hostelu i restauracji a Ania ma okazję nadrobić wczorajsze zaległości przyrządzając z Taliko adżarską potrawę – sinori. Po trzynastej troszkę się przejaśnia i uznajemy, że lepszej pogody dzisiaj nie będzie. Żegnamy się i ruszamy w drogę do Szuachewi1, gdzie mamy nadzieję odszukać człowieka, który według wspomnień Ani robi najlepsze adżarskie chaczapuri.

Spojrzenie na Khulo z drogi

Gdy opuszczamy Chulo2 odprowadzają nas ciekawe spojrzenia głównie mężczyzn wystających pod sklepami lub przy swoich maszynach, czyli taksówkach. Droga wije się dzięki czemu mamy okazję popatrzeć z różnych stron na miasto i wioski rozsiane po okolicznych, górskich stokach. Udaje nam się też, po sporym wytężeniu wzroku, dostrzec górną stację kolejki linowej a nawet wagoniki sunące po linach.

Okolice Khulo - widok na górną stację kolejki linowej

Tradycyjny, adżarski dom drewniany na stokuIdzie nam się całkiem przyjemnie, bo... schodzimy w dół. Przy drodze, już poza miastem, stoi kilka tradycyjnych, adżarskich domów drewnianych – spore i całkiem dobrze wyglądające.

Zaczyna lekko mżyć – jak już musi, to niech tak sobie mży, byle nie padało mocniej. Na przydrożnych skałach pozostałości niedawnej kampanii wyborczej – niektóre plakaty jeszcze trzymają się w całości. To samo na świeżo wyremontowanym przystanku – chyba nikt nie ma zamiaru tego sprzątać.

Plakaty wyborcze na przydrożnych skałachNowy przystanek oklejony plakatami wyborczymi

Wbrew naszym życzeniom mżawka zamienia się w deszczyk a ten z kolei w regularny deszcz. Chowamy się na przystanku – wymuszona chwila odpoczynku. Zbyt długa... a do tego w okolicy nie widać żadnych zabudowań. Widać na dzisiaj koniec spaceru i trzeba złapać jakiś transport.

Kilka prób i zatrzymuje się z piskiem opon jakiś dostawczy. Plecaki lądują na ziemniakach z tyłu – mam tylko nadzieję, że za bardzo się nie utytłają. Za kierownicą Amiran, który wprawdzie słabo zna rosyjski, jednak jest bardzo zainteresowany tym, co robimy w Gruzji i kim jesteśmy. Zaprasza nas też do swojego domu w Batumi – już teraz. Kiedy mówimy, że jedziemy do Szuachewi szukać człowieka robiącego najlepsze, adżarskie chaczapuri to stwierdza, że w Batumi zaprowadzi nas na lepsze. Obstajemy przy swoim, więc oznajmia, że pomoże nam go znaleźć, ale poczeka aż załatwimy sprawę i zabierze nas do siebie, do Batumi. Póki co milcząco przystajemy na to, bo widać, że bardzo mu na tym zależy.

Lokal z adżarskim chaczapuri w ShuakheviW Szuachewi zaczynamy wypytywać ludzi o kucharza z małej knajpki pokazując na tablecie jego zdjęcie sprzed 6 lat. Pokazują, żebyśmy jechali dalej, chociaż mamy wątpliwości czy go znają. Ania mówi, że miasteczko trochę się zmieniło, ale gdy dojeżdżamy do centrum rozpoznaje miejsce i małą knajpkę obok schodów prowadzących w dół. Zatrzymujemy się a ona od razu do niej idzie. Amiran też gdzieś znika. Zostaję sam przy samochodzie, wokół którego zaczynają się zbierać zaciekawieni ludzie.

Jeden z nich, starszy mężczyzna, podchodzi i zaczyna wypytywać kim jestem i w czym może pomóc. Zaczynam mu tłumaczyć kogo szukamy, kiedy wracają Ania z Amiranem, a ten ciągnie nas do jakiegoś sklepiku. Nie bardzo wiemy co się dzieje – sadzają nas przy stoliku, podają mandarynki, herbata już się robi. Starszy mężczyzna też siada obok a wokół zbiera się jeszcze trochę ludzi – wygląda jakby wszyscy się znali. Zresztą znajoma Amirana i właścicielka sklepiku, Tamara, podobno zna wszystkich w miasteczku. Ania zaczyna ponownie tłumaczyć, że szuka mistrza adżarskiego chaczapuri, który robi je najlepsze jakie zna, i którego spotkała podczas swoich dwóch poprzednich wypraw. Trochę dziwne, bo jakby nie bardzo wiedzieli o kogo chodzi. Pokazuję zdjęcie...

Spotkanie z mistrzem adżarskiego chaczapuri w 2007 rokuNadal brak wyraźnej reakcji, że znają tego człowieka. Rzucam okiem na zdjęcie czy dobrze je widać i... dziwne uczucie, że człowiek na zdjęciu jest jakby podobny do tego, który siedzi naprzeciwko nas. Trącam Anię a ona przygląda się lepiej mężczyźnie i... rozpoznaje w nim naszego poszukiwanego. No tak, jest bez swojej białej czapki. Jest z tego kupa śmiechu.

Wyjaśniamy, że chcemy zrobić reportaż o adżarskim chaczapuri i dlaczego akurat z nim. Wydaje się trochę zaskoczony a jednocześnie poruszony faktem, że dziennikarka z Polski szuka właśnie jego i to po tylu latach. Wstaje a nam każe poczekać pół godziny. Wraca – już w fartuchu i czapce kucharskiej dodającej mu godności – i zaprasza nas do swojego kucharskiego królestwa. Okazuje się nim maleńkie pomieszczenie na zapleczu knajpki – jest w nim piec do wypieku, stół do zarabiania ciasta i wałkowania, jakieś skrzynki z butelkami po lemoniadzie, garnek z serem i masłem, worek z mąką.

Nauka robienia adżarskiego chaczapuri (ajaruli khachapuri)
Przepis na chaczapuri adżarskie od Starszyny

Ciasto jest już gotowe, jednak Nodar3 nie ma zamiaru robić sam chaczapuri. Za to pokazuje Ani co i jak ma robić – tak, dyrygować to on potrafi. Filmuję i robię zdjęcia, chociaż niewiele miejsca, kiepskie oświetlenie i tłok trochę to utrudnia. Chaczapuri w piecu – jeszcze tylko kilka notatek w dzienniku i trzy adżarskie łódki lądują na stole. Pierwszy raz mam coś takiego przed sobą, więc patrzę jak Ania i Amiran je jedzą – odrywają burty i maczają je w jajku i serze. W sumie nic trudnego.

Tylko co zdążyliśmy zjeść nasze adżarskie chaczapuri a już Amiran wstaje i mówi, że czas zbierać się w drogę – Nodar protestuje. Zaczynają gwałtownie dyskutować po gruzińsku. Prawdę mówiąc nie spieszymy się do Batumi i mamy ochotę jeszcze trochę pochodzić po Adżarii. Tłumaczymy Amiranowi, że skorzystamy teraz z gościny Nodara a do niego przyjedziemy jak już trafimy do Batumi. Chyba jest trochę zawiedziony, ale musi się z tym pogodzić.

Chaczapuri adżarskie (ajaruli khachapuri) zrobione u Starszyny

Przenosimy rzeczy do jeepa Gurama, jednego z kibicujących mężczyzn, upychamy je z tyłu w niewielkim bagażniku i pakujemy się do niego... w sześć osób. Nodar mieszka w Nigazeuli, wiosce położonej w górach kilkanaście kilometrów od Szuachewi, więc czeka nas jeszcze nocna jazda po górskich drogach. W Gruzji zwykle jest to niezapomniane przeżycie, szczególnie nocą. Z tylnego siedzenia niewiele widzę, chociaż dostrzegam co jakiś czas drogę kończącą się na granicy świateł oraz czuję szybki i zdecydowany skręt samochodu tuż przed jej końcem. A kierujący samochodem Guram jakby w ogóle tego nie zauważał “spokojnie” prowadząc rozmowę... to znaczy przekrzykując się z innymi.

Dom Nodara spory, z piętrem, na którym dostajemy cały pokój z dużym łóżkiem. Jednak zanim pójdziemy spać po całym dniu wrażeń, czeka nas jeszcze kolacja, czyli tutejsza supra. Nie wiem tylko jak po takim wielkim, adżarskim chaczapuri mam jeszcze coś w siebie wcisnąć. Dobrze że wszyscy są tak zajęci rozmową, że spokojnie mogę jeść mało i powoli, więc mój brzuch jakoś to znosi. A jutro czeka na nas tutejsza twierdza – drugi, poznany tego dnia Amiran, tutejszy sołtys, zaoferował się, że zostanie naszym przewodnikiem.

Kolacja-supra u Starszyny w Nigazeuli

  • 1. gruz. შუახევი – Shuakhevi
  • 2. gruz. ხულო – Khulo
  • 3. Nodar Chimsziaszwili (gruz. ნოდარ ხიმშიაშვილი) – nasz poszukiwany mistrz adżarskiego chaczapuri z Szuachewi.
  • sponsor odzieży
    Callida - producent odzieży i asortymentu sportowego, logo
  • sponsor odzieży
    Donna - producent bielizny termoaktywnej GOtherm, logo Gotherm
  • sponsor odzieży
    JJW producent skarpet, logo JJW motive

Migawki z wyprawy

Kontakt z autorem